czwartek, 10 lutego 2011

Spinning - łowienie z opadu


Wszystko wokół ewoluuje, nawet ryby się “uczą”. Każda nowinka ma swoje 5 minut i już trzeba wymyślać coś nowego żeby być na topie. Od kiedy powstało łowienie na spinning było już kilka epok. Najpierw wymyślono błystki wahadłowe. Później prawdziwą furorę robiły Meppsy i pochodne obrotówki. Następnie przyszedł czas na woblery. Lata 90 i początek nowego Milennium to dominacja gum przeróżnych. Oczywiście cały czas można łowić i co ważne da się złowić ryby na każdą przynętę, ale czas świetności niektórych już minął. Są wody, w których ryby “nauczyły” się omijać niebezpieczeństwo i niektóre przynęty, mówimy wtedy że woda jest przebłyszczona. No i zgodnie z teorią ewolucji, spinningiści wymyślili zamiast nowej przynęty nową technikę. Podyktowane to również było preferencjami ryb. Łowienie z opadu powstało prawdopodobnie wskutek obserwacji i doświadczeń wytrawnych łowców. To zapewne oni, wskutek swoich przeżyć nad wodą, zaczęli stosować i doskonalić tą technikę.
Czym jest w ogóle jest łowienie z opadu? Najogólniej mówiąc jest to prowadzenie naszej przynęty skokami przy stałej kontroli, zwłaszcza wtedy gdy nasz wabik opada bo wówczas jest najwięcej brań.

TECHNIKA

W zasadzie możemy rozróżnić dwie techniki łowienia z opadu. Pierwsza to podrzucanie przynęty za pomocą kołowrotka. Po zarzuceniu zamykamy natychmiast kabłąk i ustawiamy wędkę prostopadle do podanej przynęty. W ten sposób kontrolujemy ją już podczas opadania na dno bo i wtedy zdarzają się brania. Gdy przynęta opadnie na dno podkręcamy szybko o 2-3 obroty korbką i ponownie kontrolujemy opad. Gdy przynęta znów opadnie powtarzamy czynność. I to właściwie wszystko, możemy jedynie zmieniać szybkość podkręcania aby podskoki naszej przynęty nie były jednostajne. Łatwiej jednak improwizować stosując drugą metodę, czyli podbijanie wędka. Jest to dość podobne i w zasadzie jedyną różnicą jest to, że zamiast podkręcania korbką naszą przynętę wprawiamy w ruch wędką. Po prostu po opadnięciu jej na dno, podszarpujemy energicznie raz lub dwa wybierając jednocześnie luźną żyłkę/plecionkę. Jak mocno i jak wysoko podrzucimy to już indywidualna kwestia - wędkarstwo pozwala nam na ogromną improwizację.

SPRZĘT

Do łowienia z opadu używamy spinningów raczej krótkich, myślę że 270 cm to górna granica. Najczęściej używane są chyba jednak w okolicach 240-250. Ciężar wyrzutowy oczywiście powinien być dobrany do przynęt, których będziemy używać i tutaj narzucić się niczego nie da, natomiast inna cecha powinna być wspólna. Kij do łowienia z opadu powinien charakteryzować się “szybką” akcją, czyli powinien być sztywny a szczytówka powinna dobrze wskazywać brania. Dobrze sprawdzają się tutaj tzw. wklejanki.
Drugą bardzo ważną rzeczą jest plecionka. Ze względu na jej małą rozciągliwość będzie dużo lepiej przenosić brania na wędkę niż zwykła żyłka. Grubość wedle uznania, za to barwę polecałbym dobrze widoczną, bo nierzadko brania będą widoczne tylko na plecionce a nie na kiju.
Kołowrotek to kwestia gustu, jego jedyną cechą powinno być spore przełożenie. Im większe tym lepsze, bo będzie nam ułatwiało podrzucanie przynęty na większą wysokość i tym samym dłuższy opad.

PRZYNĘTY

Technika łowienia trochę nas ogranicza w wyborze przynęty, bo trudno byłoby tak łowić błystkami czy woblerami. Najczęściej będziemy zatem korzystać z przynęt syntetycznych oraz - coraz bardziej popularnych - “kogutów”. Twister czy ripper, biały czy zielony - wola łowiącego. Trudno jest też wyrokować, jak ciężka powinna być nasza przynęta. Na jej dobór powinno się składać kilka czynników, np. głębokość wody, charakter dna, siła wiatru a także upodobania samego łowiącego. Jedni lubią łowić “ciężko” nawet na płytkich wodach, inni nade wszystko przedkładają finezję. Wybór jest dowolny i tutaj sugestie nie mają wielkiego znaczenia, każdy dojdzie do optymalnego zestawu sam.

Podczas łowienia z opadu nie możemy pozwolić sobie na chwile dekoncentracji, bo brania następują i podczas opadania (najczęściej) i podczas podrzucania przynęty. Mogą być odczuwalne na wędce, ale niektóre możemy zaobserwować tylko na plecionce dlatego powinniśmy ją nieustannie obserwować i zacinać przy każdym podejrzanym ruchu. Szczególnie sandacze i okonie biorą dość delikatnie, więc nastawiając się na te ryby musimy być szczególnie skupieni.
Początki takiego łowienia bywają trudne, zapewniam jednak że pierwsza złowiona ryba “z opadu” wynagrodzi nam cały trud i od tej pory będziemy fanami tej metody. Polecam ją głównie dla chcących zapolować na sandacza, to głównie dla tego drapieżnika powinniśmy doskonalić technikę “z opadu”.

środa, 9 lutego 2011

Na czasie - Pstrąg

Jako że sezon pstrągowy ruszył pełną parą i wielu moich Kolegów każdą wolną chwilę spędza nad niewielkimi rzeczkami zamieszkałymi przez kropkowańce, to i ja wrzucam krótkie filmiki o salmiakach. Co prawda ja sam ich nie poławiam, ale wart być "na czasie".

Pstrąg Potokowy

Pstrąg Tęczowy

niedziela, 6 lutego 2011

Ryby naszych wód - Sandacz

Sandacz (Sander Lucioperca) - największa ryba naszych wód z rodziny okoniowatych. Występuje niemal w całej Europie, od dorzecza Renu aż po morze Kaspijskie. Spotykany również w Skandynawii. Żyje w jeziorach, zbiornikach zaporowych, rzekach nizinnych, wyrobiskach pożwirowych a także w przybrzeżnych wodach morskich. Najlepiej czuje się w wodach głębokich, raczej mętnych, o twardym - piaszczystym lub żwirowatym dnem.
Sandacz osiąga ponad metr długości, maksymalnie do 140 cm i przy tym wagę do 15 kg. Głowa niezbyt duża, podobnie jak całe ciało spłaszczona bocznie. Pysk uzbrojony w kilkadziesiąt zębów, z czego kilka w przedniej części szczęki pokaźnych rozmiarów. Oczy duże, charakterystyczne z powodu swojej “mętności”. Barwa ciała od ciemnozielonej do szarobrązowej, brzuch przeważnie biały. Kilka smug lub pasów poprzecznych, czasem plam wzdłuż całego ciała. Charakterystyczna dla okoniowatych płetwa grzbietowa z ostro zakończonymi promieniami.

Sandacz - typowy drapieżnik, poluje przeważnie na ryby niedużych rozmiarów (okonie, płocie, kiełbie, stynki, ukleje, jazgarze). Nie pogardzi też żabami czy larwami owadów lub drobnymi skorupiakami. Najaktywniejszy w nocy, rano i wieczorem, choć zdarza mu się żerować i w upalne południa.
Tarło odbywa się w kwietniu lub maju, zależy to od temperatury wody (najlepsza to około 12 st.). Samce budują wówczas gniazda z gałęzi  lub drobnych kamieni, w których samice składają maksymalnie do miliona jaj. Później ikrą i narybkiem opiekują się samce, chroniąc gniazdo przed zamuleniem oraz innymi drapieżnikami. Młode sandacze odżywiają się planktonem, ale już osiągając wielkość 4-5 cm polują na narybek innych ryb. Rosną szybko i po około 4 latach osiągają 50 cm i wagę 1 kg.

Wędkarsko sandacz jest bardzo ceniony, tak ze względów czysto sportowych jak i za smaczne mięso. Najczęściej łowi się go na spinning, żywca i z gruntu na tzw. trupka. Spinningiści używają przeważnie przynęt syntetycznych (ripper, twister), ponadto modne stały się w ostatnich latach “koguty” i woblery. Wędki używane na sandacza powinny charakteryzować się “szybką” akcją, raczej sztywne. Coraz częściej używa się zamiast żyłki plecionek, które wyraźniej wskazują brania ze względu na mniejszą rozciągliwość. Do łowienia na żywca i trupka używa się niewielkich ryb, najlepiej takich które zamieszkują dany akwen.
W Polsce sandacz jest objęty okresem ochronnym od 1 stycznia do 31 maja. Wymiar ochronny wynosi 50 cm a dzienny limit połowu wynosi 2 szt. 





sobota, 5 lutego 2011

Z kim na Dorsze?

Wielkimi krokami zbliża się sezon dorszowy, więc podaję 15 stron dzięki którym łatwiej będzie zrealizować swoją wyprawę. Dla tych którzy nie mogą się już doczekać, radzę zaplanować eskapadę już dziś. Ja na przykład mam w planie wyjazd 12-13 marca. Miejsce na łodzi i nocleg już zaklepałem. Nie mogę się doczekać, zachęcam więc i Was. A jeśli ktoś jeszcze nie próbował, to koniecznie powinien.

Gdańsk 
Darłowo 
Kołobrzeg 
Gdańsk 
Kołobrzeg 
Władysławowo 
Łeba 
Władysławowo 
Ustka 
Łeba 
Międzyzdroje 
Władysławowo 
Świnoujście 
Gdynia 
Łeba 

 Serdecznie polecam, zajrzeć w paszczę własnoręcznie złowionej ryby - bezcenne.

Ryby naszych wód - Dorsz

DORSZ

Dorsz (Gadus morrhua) - odmiana bałtycka (Gadus morrhua callarias), zwany inaczej pomuchlą lub wątłuszem. Ryba z rodziny dorszowatych (zaliczamy do niej m.in. słodkowodnego miętusa). Dorsz ma duże znaczenie gospodarcze. Zamieszkuje wody Oceanów Atlantyckiego i Spokojnego oraz mórz północnej Europy.
Dorsz jest drapieżnikiem, jego głównym pożywieniem są ryby i bezkręgowce. Bardzo powszechny jest kanibalizm wśród dorszy - celują w tym zwłaszcza większe osobniki, które bardzo chętnie pożerają swoich kuzynów. W skutecznym zdobywaniu pożywienia ułatwia dorszowi budowa ciała - wrzecionowata - która charakteryzuje dobrych i zwinnych pływaków. Duży, silnie zbudowany i uzębiony pysk pozwala bez trudu chwytać potencjalną zdobycz i praktycznie uniemożliwia jej ucieczkę. Dodatkowo dobrze rozwinięty wąsik na podbródku ułatwia przeczesywanie dna w poszukiwaniu i odnajdywaniu pokarmu.
Dorsz rośnie przez całe życie i potrafi osiągnąć nawet 1,5 metra. Żyje do 20 lat. Szybkość wzrostu zależy od temperatury wody i przede wszystkim od dostępności pokarmu. Jest rybą stadną i to też ułatwia polowanie na inne ryby. Ubarwiony bardzo różnie, od marmurkowego, przez oliwkowe do brązowo białego. Linia boczna i brzuch zwykle białe.
Dorsz jest rybą bardzo płodną, jeden osobnik składa do 9 mln ziaren ikry. Najlepsza temperatura wody podczas tarła to 5-7 stopni. Młode osobniki przebywają głównie na płytszych wodach, później wolą otwarte morze. Dorsz jest gatunkiem, który znosi różny stopień zasolenia wody, są jednak wody w Bałtyku (np.Zatoka Botnicka), w których ze względu na zbyt niskie zasolenie dorsz praktycznie nie występuje.
Z punktu widzenia wędkarskiego dorsz jest rybą bardzo popularną, połowy wędkarskie opierają się głównie na nim o raz na śledziu. Turystyczne wędkarstwo morskie rozwija się w dużym tempie, w ostatnich latach powstało wiele firm które oferują połowy na wędkę z kutrów. Bardzo wielu wędkarzy z całego kraju przyjeżdża nad morze właśnie w tym celu. Najlepszymi przynętami są tzw. pilkery, które imitują nieduże ryby (śledzie, szproty lub tobiasze). Dodatkowo używa się przywieszek, najczęściej gumowych imitacji pijawek lub drobnych skorupiaków. Łowi się przeważnie na głębokości od 15 do 100 metrów, rzadko głębiej. Dobowy limit połowu dorsza to 7 szt a wymiar ochronny wynosi 38cm.
Dorsz jest również wyśmienitą rybą kulinarną, jego białe mięso jest ogólnie znanym przysmakiem. Doskonale nadaje się do smażenia i wędzenia. 

środa, 2 lutego 2011

Ryby naszych wód - Szczupak


Szczupak jest najbardziej znaną drapieżną rybą śródlądową. Głowa z szeroko rozwieralnym pyskiem, uzbrojonym w silne, uzębione szczęki, przypomina łeb krokodyla. Zęby, wymieniające się od czasu do czasu, skierowane są do wewnątrz, co zapobiega wymknięciu się ofiary z pyska drapieżnika. Szybkie skoki do ofiary ułatwia atakującemu szczupakowi tylne osadzenie płetwy grzbietowej. Zielone ubarwienie ciała, z żółtymi plamami, pozwala maskować się wśród roślinności podwodnej, gdzie szczupak znajduje zarówno kryjówkę, jak i dostateczną ilość pożywienia. Młode drapieżniki są szczuplejsze i jaskrawiej ubarwione. Z wiekiem ciało ich staje się bardziej krępe, zwłaszcza u samic. Szczupaka spotyka się nie tylko w wodach słodkich, ale także w zatokowych wodach przybrzeżnych Europy (z wyjątkiem rejonów południowych), w rzekach wpadających do Morza Aralskiego i w wodach śródlądowych Ameryki Północnej. Bytuje przeważnie samotnie i prowadzi osiadły tryb życia. Zamieszkuje przede wszystkim wody wolno płynące lub stojące. Bardzo rzadko podejmuje dalsze wędrówki ze swego stałego stanowiska. Przeciętnie osiąga długość 1 m i ciężar 10-15 kg, ale nieraz, na przykład na Syberii, jego ciężar dochodzi do 65 kg. Wzrost szczupaka jest bardzo szybki; większe sztuki osiągają w ciągu roku duże przyrosty wagowe, przy czym szybciej rosną i dłużej żyją samice. Okres rozrodu przypada na przedwiośnie i wczesną wiosnę, od lutego do kwietnia, w zależności od temperatury wody. Samica składa od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy ziarn ikry (zależnie od wielkości osobniczej) na zalanej roślinności, zawsze tuż przy brzegu. Do intensywnych połowów wędkarskich nie wystarcza samozarybienie szczupakiem z tarła naturalnego; dlatego więc wody takie zarybia się dodatkowo wylęgiem lub kilkutygodniowym narybkiem szczupaka (długości 5-8 cm) z ośrodków zarybieniowych. Jeśli rzekę, w której występuje szczupak, przegrodzi się zaporą, pogłowie szczupaka w nowo powstałym zbiorniku gwałtownie wzrasta. Dzieje się tak dzięki wspaniałym warunkom dla naturalnego tarła i wzrostu narybku, jakimi odznaczają się świeżo zalane łąki i pola. Po kilku latach, gdy zalana roślinność zgnije bądź zostanie zamulona przez wahania wody w zbiorniku, pogłowie szczupaka zdecydowanie zmaleje. Szczupak jako ryba bardzo szybko rosnąca jest chętnie wprowadzany do wód, w których przedtem nie występował. Aklimatyzowano go na przykład w Hiszpanii, gdzie uzyskuje doskonałe przyrosty. Szczupak zaczyna pobierać pokarm w bardzo szybkim czasie po wykluciu się z jaja. Najpierw żywi się planktonem, później wylęgiem i narybkiem różnych ryb, nie gardząc własnym gatunkiem. Tam, gdzie wespół ze szczupakiem występują płoć i okoń, te ostatnie dwa gatunki mają największy udział w pokarmie tego drapieżnika (50-70 %). Zbadano, że na 1 kg przyrostu wagi ciała szczupak zjada 4- 6 kg małych, w większości mało cennych gatunków ryb. Żerować nie przestaje również w zimie, wtedy jednak w pokarmie przeważają ryby cenniejszych gatunków. W rzekach i jeziorach zamieszkałych przez ryby łososiowate szczupak nie jest pożądanym gatunkiem, może bowiem wyniszczyć duże ilości pstrąga czy palii. Często drapieżnik ten porywa się na zdobycz niewiele od niego mniejszą; znajdowano nieraz dwa szczupaki tej samej wielkości, z których jeden usiłował pożreć drugiego. Omawiany gatunek daje wędkarzom wiele możliwości atrakcyjnych połowów. Najlepszą porą wędkowania są ranne godziny w chłodne, jesienne dni. O tej porze roku zaczynają się wytwarzać u szczupaków nowe produkty płciowe, pobudzając ryby, zwłaszcza samice, do intensywnego żerowania. W Kanadzie, USA, Finlandii i kilku innych krajach praktykowane są zimowe połowy szczupaków spod zamarzniętej powierzchni dużych rzek i jezior, zwłaszcza w słoneczne, mroźne dni. Za najbardziej sportową metodę połowu uznawane jest spinningowanie. Jest to bowiem wędkowanie czynne: nie czeka się na szczupaka w miejscu, lecz szuka go na różnych stanowiskach. Używa się tu dobrej jakości solidnego wędziska, kołowrotka o nieruchomej szpuli z dostatecznym zapasem żyłki o średnicy 0,25-0,30 mm, zakończonej zwykle metalowym przyponem. Najpopularniejsze przynęty spinningowe na szczupaki to błystki obrotowe, woblery a także wszelkiego rodzaju przynęty gumowe.

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Widziane spod lodu

Ciekawy filmik wygrzebałem na You Tube. Zawsze widzimy wszystko co dzieje się z wędką lub żyłką czyli to co "na wierzchu", a tu jest odwrotnie. Ciekaw byłem jak ryby reagują na przynętę i wreszcie wiem. Nie jestem jednak fanem łowienia na błystkę, ale dobre zobaczyć chociaż coś takiego. Osobiście jestem zwolennikiem łowienia na mormyszkę i myślę że przy tej metodzie ryby zachowują się nieco inaczej widząc przynętę. Na filmiku brania wyglądają jakby były spowodowane ciekawością a nie chęcią zjedzenia czegoś. Zresztą sami zobaczcie.

niedziela, 30 stycznia 2011

Ryba miesiąca - Płoć

Rybą stycznia została u mnie płoć, głównie ze względu na to, że innych gatunków w tym miesiącu nie złowiłem :) Byłem póki co raz na lodzie i inne rybki niż płoć się nie wieszały.
Zdjęcie dzięki WCP
 Chociaż płoć jest rybą z punktu widzenia wędkarskiego atrakcyjna przez cały rok, to niewątpliwie zimą jest jedną z najczęstszych zdobyczy. I głównie łowimy ją w tym okresie spod lodu, choć niezłe wyniki możemy również osiągać na rzekach, zwłaszcza podczas cieplejszej zimy.

sobota, 29 stycznia 2011

Szwedzki Szczupak

Jedna z większych przygód, choć byłem "tylko" operatorem. W związku z tym jest po co jechać jeszcze do Szwecji. A może niespodzianka czai się gdzieś w rodzimych wodach? Przyznać jednak trzeba uczciwie, że w ostatnim czasie szczupaki nie dostawały zbyt wielu szans. Trzeba będzie to zmienić albo czekać na następny wyjazd do Szwecji. Albo na fuksa :-)

czwartek, 27 stycznia 2011

Ryba życia

Ryba życia, mój cel i światło w kierunku którego idę :) Teraz mogę robić sobie różne rankingi, np. na największą czy najładniejszą rybkę wśród moich złowionych, ale to wszystko klasyfikacje przejściowe. Bo jeszcze nie powiedziałem tego, ale niekoniecznie ta największa będzie musiała być "TĄ" życiową. Być może jakaś przygoda z małą płotką okaże się najmilsza w całym wędkarskim żywocie. Zobaczymy. Wszystko i tak okaże się dopiero na koniec.

środa, 26 stycznia 2011

WCP On Tour - Darłówko 2010

Skorupa, Robert77, Olsen i Zygmunt (jeszcze nie WCPowicz) w jednym aucie oraz Royber i od Poznania Theo36 w drugim bolidzie. Prawie konwój. W takim składzie pojechaliśmy na podbój bałtyckich dorszy. Podróż, choć długa, bardzo przyjemna. Porozmawiać na wiele tematów w fajnym gronie to zawsze jest miłe. Zwłaszcza o wędkarstwie i sprawach WCP. Okazuje się, że mamy kilka pomysłów, ale o tym przy innej okazji. Darłówek przywitał nas kilka minut po pierwszej, tak więc nie mieliśmy sporo czasu na sen. Szybki rozpakunek i jazda do łóżek bo o 5:50 pobudka. Emocje dały znać o sobie wcześniej, niektórzy wstali przed budzikiem. 200 metrów dzielące nas od portu przebyliśmy prawie truchtem, podniecenie czuć było w powietrzu. Podział na łodzie taki sam jak w samochodach, z tym że Royber i Theo mieli jeszcze współpasażerów. Dokładnie o 7:00 rozsunął się most i ruszyliśmy. Nasze łódki oraz kilka innych. U wyjścia z portu kilkunastu amatorów połowu śledzi machało zawzięcie zestawami z tzw. choinkami. Coś tam łapali, ale nas interesowały dorsze. Patryk, nasz szyper, mówił że poprzedniego dnia ludzie połowili sporo. To działa na wyobraźnię i naturalnie wzmogło w nas emocje. Pierwszy postój na ponad dwudziestu metrach i pierwsze sztuki. Będzie dobrze, zacieramy ręce. Moje wyobrażenia o metodzie kolano-oko biorą w łeb. Nie jest to aż tak toporne jak słyszałem, ryby biorą przeważnie z opadu. Trzeba mieć się cały czas na baczności a nie tylko czekać na tępy opór przy podciąganiu.
Zmiana miejsca, płyniemy na głębszą wodę. Podczas tego przepływania sam Neptun poprosił mnie na rozmowę ;-) Muszę przyznać szczerze, że nieco się przed nim otworzyłem zadowolony Reszta kolegów zażyła jakieś magiczne pastylki przed wypłynięciem i nie była aż tak wylewna. Uznałem jednak że prawdziwy twardy WCPowicz nie bierze dopingu zadowolony Z mieszanymi uczuciami, podczas pobytu na drugiej miejscówce zapiąłem pierwszego w życiu dorsza. Była dokładnie 9:15. Cała reszta miała już na koncie po kilka rybek, ale i tak byłem chyba najszczęśliwszy. I tak zmieniając miejsca obławialiśmy głębiny. Nie łowiliśmy dużych sztuk, takie do 50 cm. Później okazało się że Royberowie połowili znacznie ciekawiej. Byli na głębszej wodzie (około 40m) i wyjęli kilka sześćdziesiątek i siedemdziesiątek. Fajnie. Ja osobiście dostałem lekcję pokory. 3 dorsze i choroba morska to cały mój dorobek. Nie jestem jednak zdruzgotany i choć fanem wędkarstwa morskiego raczej nie zostanę, z tej wyprawy przywiozłem pozytywne wspomnienia. Robert i Zygmunt też byli zadowoleni, Skorupa mniej ale On jest bardzo wymagający. Bardzo. I przebiegły zadowolony
Po powrocie do portu szybko na kwatery a tam toaleta, kolacja i... powrót. Nasza 4 do domu a Theo i Royber nad Zalewy Nadarzyckie. Respect. Tam też połowili jak słyszałem, szczupaki nie marudziły.

Podsumowując, zacytuję Skorupę: 36 godzin, 1200 km, 30 mil morskich i pełno wrażeń. Pozytywnych.

Moja Pierwsza Szwecja

Dzień -1

23 godziny do wyjazdu. Już przebieram nogami, o spanie będzie ciężko. Dziesiątki razy powtarzałem sobie listę rzeczy do zabrania i niczego nie zapomniałem! Na promie okaże się coś innego, ale póki co wszystko mam  :)  Zresztą niewiele trzeba do szczęścia, ciepłe ubranie i narzędzia to wszystko. O resztę zadbać mają łowne wody Szwedzkich szkierów. Ano zobaczymy.
Ciekaw jestem jak spiszą się moje przynęty. Nie robiłem specjalnych zakupów, będę próbował na sprawdzone wabiki. Być może są za małych rozmiarów, wszystko się okaże.
Jedziemy w składzie:
Jasiurski
Skorupa
Mentus
Maniek_N
Mateusz S
Olsen
+ dwóch Kolegów z Częstochowy oraz 4 z Włodawy. Dzień 0
Godzina 22:00. Zbiórka w centrum. Oczywiście Kłobucka. Jadę ze Skorupą i dwoma nieznanymi Kolegami - Jackiem i Tomkiem. Ja pakuję się ostatni, ledwo upycham swoje i tak mocno odchudzone graty. Drugie auto też już jest w trakcie ładowania. Nie jedziemy jednak razem, spotkamy się dopiero na odprawie promowej. Tam stawi się również trzecia załoga - Włodawa.
Droga do Gdyni upływa spokojnie i bez większych przeszkód, choć pani z nawigacji robi wiele żeby nas zmylić. Drogowskazy na Karlskronę ostatecznie rozwiewają wszelkie problemy i pierwszy etap podróży mamy za sobą. Poznajemy się z drużyną Włodawską - Radek, Andrzej, Andrzej i Artur. Jako że mamy trochę czasu, następuje... konsumpcja. Wreszcie wjeżdżamy na prom i wypływamy. Rozchodzimy się po całym pokładzie, jedni idą do sklepu, inni podziwiać widoki, jeszcze inni zostają w kajutach. Najbardziej ucierpieli Koledzy, którzy zdecydowali się spędzić trochę czasu na rufie. Ponoć nieźle tam bujało. Później ciężko było ustać w kajucie, a i nawet z leżeniem jeden miał kłopoty. Na swoje nieszczęście ułożył się na górnym łóżku i chyba o tym zapomniał, bo do schodzenia nie użył nóg :) Spokojnie - przeżył, tylko był jakoś mało rozmowny przez następne kilkanaście godzin.
Wraz z nadejściem mroku dopływamy do Karlskrony, która wita nas mnóstwem wysepek. Całe miasto położone jest na... 133! Ładnie tu, cel naszej podróży jest jednak oddalony o 300km i trzeba jechać dalej. Kalmar, Monsteras, Vastervik i wreszcie Valdemarsvik. Jeszcze 20km i lądujemy w Gryt - jesteśmy u celu choć są małe problemy. Znaleźliśmy ulicę, ale nie znamy numerów domków. Wiemy tylko jak wyglądają, ale jest północ i wiele nie widać. Wreszcie jest - jeden zlokalizowany. Ale zamknięty bo kluczy brak. Grupa trzymająca władzę wraca do Valdemarsvik, do biura podróży, poszukać tajemniczej czarnej skrzynki z kluczami. Niestety po drodze zatrzymuje ich Policja. Ale stają na wysokości zadania, zaprzyjaźniają się i wspólnymi siłami zdobywają klucze. Pakujemy się cała dwunastką do jednej chaty, drugiej poszukamy jak się rozwidni. Przez kilka godzin wariujemy jeszcze i w końcu maszerujemy do łóżek. Pełni nadziei, bo rano pierwsze wypłynięcie.
Dzień 1
Rano jedziemy odebrać łódki od miejscowych. Dysponujemy 4 sztukami, czyli pływać będziemy w 3-osobowych załogach. Pierwszego dnia Jasiu rezygnuje z łowienia, wyruszam więc tylko ze Skorupą. Dostaliśmy mapy terenu, ale wszędzie cholernie głęboko. Przy samych wysepkach, dosłownie kilka metrów od brzegu jest 4 - 5 metrów, ale są to miejsca mocno zarośnięte. Miotamy się od wyspy do wyspy, aż wreszcie znajdujemy oazę spokoju i możemy się... zdrzemnąć :) Później spotykamy załogę pod dowództwem Mańka. Jedno branie przez kilka godzin łowienia. Na następnej łodzi tak jak u nas, bez brania. Coś jest nie tak. Decydujemy się wpłynąć w zatokę i tam poszukać szczęścia. No i wreszcie coś się dzieje, pierwsze brania i pierwsze ryby. Zaczął Skorupa od szczupaka, niedużego co prawda, ale nie ma co narzekać.
  Maniek z Mateuszem namierzają okonie i łowią ich dość sporo, ale okazów nie ma. Za to Skorupa zahacza wreszcie coś większego, [url=http://www.youtube.com/watch?v=oZG0Oy3v4lw]ale skończyło się tak.[/url]  Tytuł Mistrza Wszechświata musi poczekać :) Do końca dnia już tylko u niektórych jakieś małe drapieżniki, ja bez brania! Nie tak wyobrażałem sobie Szwecję, ale tłumaczę sobie że to nieznajomość łowiska. Wieczorem zbieramy informacje, kto gdzie i ewentualnie na co. Patrzymy w mapy i wybieramy miejsca na jutrzejsze polowanie. Wieczór wesoły, jak mogłoby być inaczej w takim towarzystwie. Tylko ten Mentus, on mi się jakoś od początku nie podobał :rolft4: Spać idziemy mimo porażki pełni nadziei. 5:30 pobudka.
Dzień 2
No i jest 5:30, jak wstałem to Maniek oczywiście był już na nogach i żeby nie tracić czasu, ze szczoteczką w zębach parzył herbatę. Dzisiaj mobilizacja, płyniemy wszyscy choć za oknem deszcz. Mamy w planie dwie zatoki - Metrową i Olsena :) Dopływamy i na drugiej miejscówce mam pierwsze szwedzkie branie. Takiego walnięcia z opadu nie powstydziłby się żaden porajski sandacz. Niestety spudłowałem. Chwilę później kto wkracza do akcji? Oczywiście On, Skorupa - na naszej łodzi ląduje pierwszy zagraniczny pełnowymiarowy szczupak. Zmieniamy miejscówki i wreszcie ja dostaję swoją pierwszą rybę, co prawda jest to okoń, ale jest!
 Z innych załóg też dochodzą optymistyczne wieści, Mateusz dostał osiemdziesiątkę. Szkoda tylko że deszcz przybiera na sile i mimo odpowiedniego stroju, decydujemy się spłynąć i schować. Długo jednak na brzegu nie wytrzymujemy i ponownie ruszamy do boju. Około południa swój koncert zaczyna znowu On. Praktycznie z jednej miejscówki wyciąga trzy szczupaki a ja i Jasiurski tylko statystujemy. Znów zmiana miejsca i stajemy przy pasie trzcin. W jednym z pierwszych rzutów Skorupa zapina rybę. Najpierw ma ona 80cm, potem 90 a Janek to już nawet metrówkę w niej widział :) W każdym razie walka jest dość zacięta, co [url=http://www.youtube.com/watch?v=vBQLlSl6l0g]możecie ocenić sami.[/url] Ryba po 10 minutach ląduje za sprawą magicznego chwytu Jasia (bo kto by tam brał podbierak do Szwecji :)) w naszej łodzi. Pomiary równie magicznym przyrządem wskazują 98cm.

 Szkoda, brakło tak niewiele. Ale ile za to dostaliśmy sporą dawkę optymizmu. Z niepozornego miejsca taka spora ryba. Chwilę później Jasiurskiemu odprowadza pod samą łódź podobny osobnik, ale robi zwrot i odpływa. Jest sporo emocji, wreszcie atmosfera na jaką liczyłem przyjeżdżając tutaj. Są odpowiednie ryby, szkoda że na razie bez mojego udziału, i jest super atmosfera, chociaż na nią nie można narzekać od samego początku. Po południu wyszło słońce i aktywność ryb nieco spadła, ale przed zmierzchem wreszcie i ja dopadam swoje pierwsze Esoxy. Nie powalają rozmiarami, jednak cieszą. Bardzo cieszą, bo już się o siebie bałem.
 Wracamy do domku zadowoleni, choć nieco umęczeni wydarzeniami dnia. Opowieści, opowieści, opowieści - wszyscy coś przeżyli. Mentus też przeżył :) Apetyty bardzo wzrosły, bo przydarzyło się kilka sześćdziesiątek i siedemdziesiątek oraz wspomniana osiemdziesiątka Mateusza i Skorupkowa prawie-setka. Jest dobrze, idziemy spać spokojni.
Dzień 3
Deja vu. 5:30, Maniek i szczoteczka :) Za oknem tylko lepiej, bezchmurne niebo ale co za tym idzie, przymrozek. Lepsze to jednak niż deszcz. Dzisiaj zmiany w obsadach łodzi, ponieważ Mentus podjął męską decyzję i stwierdził, że zostaje w domku i... posprząta :))) Mateusz też dołączy później, płynę więc z Mańkiem. Zanim zjawiliśmy się w zatoce metrowej, Skorupa miał już dwie sztuki a Janek właśnie wytargał 88cm.

 Serce rośnie, z podniesionym pulsem zaczynamy biczowanie. Ja długo nie czekam, trzeci-czwarty rzut i w niewielką obrotówkę uderza mi przyzwoity szczupak. Pomiar wskazuje 74cm.

 Zapowiada się naprawdę dobry dzień. Szukamy ryb przy trzcinach, ale brań nie ma. Po kilkunastu zmianach miejsc wreszcie Maniek łowi podobną sztukę, okazuje się nawet że ciut większą (78cm). Potem wpływamy w zatokę olsena. Tutaj, chowając się przed wiatrem, stajemy przy zwalonym do wody drzewie. Obławiamy trzciny i głęboką wodę. Próbujemy z opadu, i ku naszemu zaskoczeniu brań jest sporo. To głównie okonie atakują nasze przynęty, ale zdarzył się i szczupak. Mariusz łowi swoje pierwsze ryby z opadu, wygląda na zachwyconego :) Przepływamy jednak dalej w nadziei na spotkanie z większym szczupakiem. Dowiadujemy się, że Skorupa daje im dzisiaj kolejny wycisk, jak się później okaże do końca dnia złowi ich 10. Niestety wczorajszych rozmiarów nie osiągnął żaden, chociaż jeden nie dał się wyciągnąć mimo dłuższego holu. U nas już bez rewelacji, połowiliśmy jeszcze trochę okoni i po jakimś ledwo miarowym szczupaczku. Mimo tego znów wracamy do domku zadowoleni, bo ryby może nie powaliły rozmiarami na kolana, ale brań było naprawdę sporo. Trzeba będzie jednak poszukać nowych miejscówek, bo w tych dwóch zatokach przerobiliśmy już wszystkie. Ekipa z Włodawy codziennie pływa po innych wodach, raz z lepszym raz z gorszym skutkiem, ale generalnie coś łowią.
Dzień 4
Pobudka o niezmiennej porze i zgadnijcie, Kogo spotykam w drodze do łazienki :) I Jego szczoteczkę też :rolft4: Dzisiaj znów płynę ze Skorupą i Jasiurskim. Mentus już posprzątał i również będzie dzisiaj łowił. Ze względu na pogodę, zaczynamy od tych samych miejsc co poprzednio. Nie dzieje się jednak nic, z wyjątkiem drobiazgu nie mamy kontaktów z większymi rybami. Przenosi się to na atmosferę w łodzi, bo z czasem robi się gęsta. Spotykamy na wodzie załogę Mańka, poza jedną osiemdziesiątką też nic szczególnego, ale potem namierzyli okonie i łowią je do woli. Z opadu, nowej ulubionej techniki Mariusza. A u nas rozdarcie, każdy chce czegoś innego. Jasiurski nie wytrzymuje presji i ucieka z łódki :papa2: My Próbujemy zmieniać miejsca, ale skutków nie daje to żadnych. Pustynia. Podejmujemy decyzję o przepłynięciu do zatoki starych szczuraków. Tam jednak niewiele lepiej, mamy kilka brań ale same niewielkie sztuki choć bardzo doświadczone :oczko: To chyba najgorszy dzień tutaj, może poza pierwszym kiedy zapłaciliśmy frycowe. Po powrocie na bazę zapada decyzja, że w piątek pojedziemy na rzekę Ronnebyan, na której to w maju ekipa WCP połowiła bardzo dobrze. To nasza nadzieja po słabym dniu tutaj.
Dzień 5
Zatoka starych szczuraków wygląda obiecująco, ale ryby znów nie powalają rozmiarami. Wraz z Mentusem i Skorupą próbujemy wszystkiego, ale jedynymi gośćmi na naszych kotwiczkach są niewielkie okonie i szczupaczki. Stajemy na stokach, przy trzcinach, na głębszej i płytszej wodzie ale ciągle nic. Na dodatek zaczęło padać i dość mocno wiać. Wieści od drugiej załogi są jednak optymistyczne. Popłynęli do zatoki płytkiej i mają wyniki. Maniek łowi życiówkę, całe 93cm.
 Jasiurski ma okonia-dinozaura jak go wszyscy określili, niestety spadł przy samej burcie. Wszyscy trzej Koledzy, którzy go widzieli zgodnie określają go na co najmniej 50cm!!! Ale musiała to być ryba, szkoda że rozczarowanie było podobne... My decydujemy się popłynąć do zatoki delfina. Po drodze trzeba przepłynąć trochę morzem, a tu nieźle buja. Docieramy jednak cało na miejsce, jednak woda jakby bezrybna. Dwie godziny biczowania nie przynosi żadnych efektów. Wreszcie Skorupa melduje o uderzeniu i po kilku minutach ląduje w łodzi niemal 80-centymetrowy szczupak.
 To już ładna ryba. Znów wstępują w nas nadzieje, które jednak dość szybko gasną. Dobija nas Mentus, który zacina... sieć. To wydarzenie przechyla szalę, wracamy do zatoki szczuraków. Tam Tomek znów wkracza do akcji, łowiąc okonia... Długo by opowiadać, co to była za sztuka. A ile przyniosła nam radości :) W każdym razie brak wyników czysto wędkarskich zrekompensował nam Mentus z nawiązką.
Po powrocie do domku ustalamy, że jedziemy jutro 300km na Ronne. Oby było warto, bo wyprawa jak dotąd nie spełniła moich oczekiwań.
Dzień 6

 Maniek, Jasiurski, Mateusz i ja wyruszamy w podróż do Korro, gdzie celem jest rzeka Ronnebyan, znana z poprzedniego wypadu do Szwecji bandy WCP oraz solowej eskapady OswalDa. Wykupując jednodniową licencję, spotykamy krajanów z dolnego Śląska. Mamy jednak do dyspozycji 25km rzeki, więc jakoś się pomieścimy :) Janek zawozi nas w znane sobie miejsce i ruszamy do boju, dwóch w górę a dwóch w dół. Woda przepiękna, chociaż stan podobno wyjątkowo niski. Pierwsze branie mam już na drugim zakręcie, lekkie stuknięcie i urwany ogonek rippera. Zmiana kontuzjowanej przynęty na podobną i znów branie, ale po kilku sekundach spinka. Tak czy inaczej podoba mi się tutaj. Idę dalej, spotykając co rusz jakieś zwierzęta.
 Za mostem rzeka tworzy coś na kształt rozlewiska, tu wyciągam swoje pierwsze ryby. Pomiędzy wielkimi głazami buszują okonie, jednak moją przynętą jako pierwszy zainteresował się szczupak. Atak nastąpił na moich oczach, piękna sprawa mimo niespecjalnej wielkości zębatego.

 Później kilka okoni oraz sporo pustych brań. Ryby kapitalnie ubarwione, zupełnie inaczej niż na szkierach. Już wiem że przyjazd tutaj opłacił się. Koledzy też łowią po kilka ryb, ale też nie ma żadnych dużych sztuk. Zmieniamy miejsce, teraz będziemy obławiać wodę na terenie Parku Narodowego. Kapitalne miejsce, powalone drzewa, porośnięte głazy, mnóstwo ptaków. Z rybami gorzej, chociaż każdy jakieś brania ma. Ja łowię jeszcze jednego szczupaka około 60, znów kapitalnie ubarwionego.
 Wracamy do samochodu o zmierzchu zachwyceni widokami i wodą. Ryby nas znów nie powaliły na kolana, ale ani jeden z nas nie żałował przyjazdu tutaj. Kapitalne miejsce, naprawdę. Szkoda tylko że tak blisko Karlskrony, bo presja robi się tam ponoć spora. Ale tak to w życiu już jest, że wszyscy chcą mieć skarby. Wracamy, jest przecież 300km do przejechania a jutro ostatni dzień łowienia. Dowiadujemy się, że pozostali uczestnicy wycieczki nie połowili wyjątkowo, kilka sztuk w granicach rozsądku i to wszystko. Szkoda, nadzieje na ostatki nie są duże.
Dzień 7
Skoro świt ruszamy do zatoki starych szczuraków, ale mój zapał szybko mija. Znów same sznurówki i to bardzo rzadko. Za to wiatr jakby się ktoś powiesił. Druga WCP-owska załoga łowi z zatoce olsena i Maniek pokazuje klasę pozostałym. Wyciąga z opadu (a jakże :) ) okonia za okoniem, a na okrasę sięga sandacza.

 Jedynego na tej wyprawie, a to już sztuka. Ja jeszcze przed południem postanawiam wrócić do domku i ewentualnie zameldować sięna łodzi jeszcze po południu. Nie dane jest mi to, bo po godzinie wpadają do domu Koledzy i mówią że wyjeżdżamy w trybie pilnym na prom. Sztorm na morzu i nasza jutrzejsza przeprawa jest odwołana, bo Finnarow jest zbyt mały na takie fale. Jeśli chcemy płynąć, to dzisiaj Steną Balticą albo czekamy na lepszą pogodę. To się nikomu nie uśmiecha i rozważamy nawet drogę lądową przez Danię i Niemcy. Spróbujemy jednak zdążyć na dzisiejszy prom, o ile on też wypłynie. Panika, bo nic nie przygotowane do wyjazdu. Pakujemy się, sprzątamy, wszystko w pośpiechu. Ostatnie pamiątkowe zdjęcia,
 jedziemy oddać łodzie i wyruszamy w drogę powrotną. Pogoda naprawdę paskudna, cały czas leje i wieje, aż auto czasem ciężko utrzymać na drodze. Dojeżdżamy jednak cało na prom i mimo 9 w skali Beauforta ruszamy w drogę powrotną. Buja jednak nieziemsko, niektórzy nie wytrzymują i chowają się w swoich kajutach. Nawet najtwardsi nie mają ochoty na ostatni zakrapiany wieczór, na dyskotekę też nikt się nie wybrał. Idziemy wszyscy spać, ostatni raz na tej wyprawie...
Dzień 8
Gdynia wiata nas spokojnym morzem i słońcem. Nie ma to jak w kraju. Zostało nam już tylko wrócić spokojnie do domów. Przeżycia, zdjęcia i wspomnienia to wszystko, co nam ze Szwecji zostało...
Podsumowanie
Wędkarsko nie jestem wyjątkowo zadowolony. Towarzysko za to bardzo, bo ludzie z którymi byłem o to zadbali. Atmosfera była kapitalna i jest to największy plus tego wyjazdu, choć nie sposób wspomnieć, że kilku Kolegów mi brakowało. Czy jeszcze tam pojadę? Nie wiem, naprawdę nie wiem. Czy zachęcam? Tak, zwłaszcza tych którzy nigdy nie byli. Takie miejsca jak rzeka Ronnebyan warte są zachodu. Z rybami jest różnie, ale przy odrobinie szczęścia i samozaparcia można połowić naprawdę niezłe sztuki. Sama Szwecja też jest warta odwiedzin, bo to zupełnie inny kraj. Jedźcie i łówcie. Powodzenia!